wtorek, 20 listopada 2007

interwiu

- a prosze mi powiedziec, jak zapatruje sie pan na swoje umiejetnosci pracy zespolowej i interakcji wewnatrz-grupowej.
- wewnatrz-dupowej?
- nie, hehe, wewnatrz-grupowej.
- a! tak... zaznawszy doswiadczen na roznych stanowiskach i w rozmaitych ukladach nie omieszkalem doswiadczyc wysoko-kwalifikowanej pracy dupowej. i to w zespolach mieszanych. jestem wiec wysoko wykwalifikowany i gotowy do dzialania, kiedy tylko przyjdzie mi (nam) na to ochota.
- hmm, dobrze. a co pan uwaza na swoja najwieksza zalete?
- jestem dobry, jak papierosy mietowe i szybki, jak f16. moge panu pokazac wejscie smoka, jesli pan sobie zyczy.
- nie, dziekuje. moze pozniej... a co uznalby pan za swoja najwieksza wade?
- jestem profesjonalista, a ludzie takich nie lubia. ludzie lubia ludzi glupszych od siebie. jak znajda kogos na kim moga sie znecac, albo kogos, nad kim moga sie litowac, to czuja sie wtedy pewniej, sa bardziej uprzejmi i produktywni. ale niestety nie ze mna te numery!

- dziekuje. to by bylo na tyle. jak nam sie zechce to c.d.n.

niedziela, 18 listopada 2007

jedynie 5 procent

"- czytalam gdzies o takich badaniach (...) naukowcy odkryli, ze, niewazne jak bardzo staralibysmy sie zmienic - zmienic swoja osobowosc, swoje 'ja' - to jest to mozliwe jedynie a 5 procentach.
- boze (...), jakie to dolujace.
- kurwa (...), niemozliwe!"
d. coupland (tlum. milo44)

18-letni krzysio decyduje

"wyobraz sobie siebie samego w wieku 40 lat, jak ktos nagle podchodzi do ciebie i mowi, 'czesc, chcialbym, zebys poznal krzysia. krzysio ma 18 lat i podejmuje za ciebie najwazniejsze zyciowe decyzje.' ja bym sie wkurwil, a ty? tymczasem takie wlasnie jest zycie - jakis 18 - letni dzieciak podejmuje decyzje, do ktorych musisz sie dostosowywac przez cale zycie."
d. coupland (tlum. milo44)

ergonomiczna klawiatura

"... komputery powinny miec na klawiaturze rzycisk FUCK OFF. naciskaloby sie go za kazdym razem, kiedy komputer robi cos irytujacego - w zamian sprawialoby sie, ze w jakis sposob doswiadcza on bolu. a jesli nacisneloby sie SHIFT/FUCK OFF, to uzyskiwaloby sie cos w rodzaju FUCK OFF AND DIE - komputerowy odpowiednik zyletki przeciagnietej po sutku."
d. coupland (tlum. milo44)

google i bog

"... problem w tym, ze po tygodniu intensywnego googlowania zaczelelismy cierpiec powodu nieodpartego wrazenia, ze znamy odpowiedz na wszystko. bog musi sie tak czuc caly czas. mysle, ze ludzie w roku 2010 beda odczuwali nostalgie za tym chwilami braku zielonego pojecia."
d. coupland (tlum. milo44)

sobota, 10 listopada 2007

kate ma male piersi2

jak sie zbudzili nagle, byla juz sobota. wiatr we firankach, slonce na poduszce i lekkie zacmienie glowy po ostatniej pijanej nocy. do tego zimno na ciele, bo ubrania poginely nocy zeszlej, jak przestaly byc potrzebne. zimne cialo przy zimnym ciele nie jest juz takie fajne w sobotni poranek, ale toz nie seks ich polaczyl, wiec i zapach trawionego alkoholu i wydzieliny cial nie odbiora im czaru sobotniego poranka. patrza na siebie kate i jej przydupas i sami nie moga w to uwierzyc, ze szczescie takie ich spotyka z okazji, ze rodzice w delegacji, albo na hawajach.
latwo i leniwo sie budzi w sobote i nie ma, co myslec o poniedzialku. zwlaszcza, ze cialo przy ciele juz nie takie zimne i wkrotce noc sie stanie dniem.
wiec kolejna fala rozkoszy i w koncu zrozumieli, ze trzeba siku i w ogole zyc trzeba, bo zycie oparte na rozkoszy prowadzi wprosto do piekla - jak swego czasu nie omieszkala kate przeczytac w jakims kobiecym czasopismie w cotygodniowej rubryce nt. feng-shui. rownowaga musi byc i basta.
ubieraja sie wiec niespiesznie, po orzezwiajacym i niezobowiazujacym myciu plecow, a chlopaczyna tymczasem juz w kuchni i tosty z miodem pod jajecznice, kawa, mleko i mokre wlosy pachnace lazienka rodzicow. majk mowi, ze jest jak w niebie i ze chcialby, zeby tak juz bylo zawsze. obiecuje ze jak juz bedzie gwiazda, to wszystko jej odda, i serce i dusze i dom z ogrodem na przedmiesciach san francisco, a nawet garsoniere w centrum londynu ze swoja legendarna kolekcja gitar. slawa, chwala i sen o wielkim swiecie, a wkazdym razie dobry temat na zabicie przedluzajacego sie poranka i glupiego czasu uplywajacego prze niedomkniete okno. kate slucha i nie slucha, wierzy i nie wierzy, ale nie zniecheca. przegladaja program telewizyjny na dzisiejsze popoludnie.
a w tv sobota i nie ma z czego zartowac. rutyna 25 kanalow telewizyjnych z weekendowa oferta standardowych rozrywek dla calej rodziny dobra badz co badz na trawienie i wkrotce zabija nawet przycmiony bol glowy wczorajszej nocy.

niedziela, 4 listopada 2007

kot 3-glowy

"Duże całuski od nas i bohaterki sztuki "Purpurelii " uwięzionej u kota 3-głowowego / który w czasie mówienia rusza nie tylko rękoma, ale też pyskiem i oczami/ on ma takie czary, że przynosi ziarenko wiary w ludzi i los."
Mama

kate ma male piersi

z okazji piatkowego wieczoru kate i jej chlopak, micho, a.k.a. michalina, a.k.a. majkul (niektore osoby i nazwiska zmieniono, zeby nie zawstydzac), ida tradycyjnie do pubu, wyjatkowo z paczka najlepszych przyjaciol z pracy i kolezanek z dzialu kadr. kilka piwek, dziewczeta, jak zwykle biale wino - cudem mieniace sie z biegiem wieczoru w wodke z sokiem. niezobowiazujace rozmowy o pracy, modzie i pogodzie, kulturze i brawurze, plus tradycyje zarty i smiechy o piciu i zyciu. od kieliszka do kieliszka, od kufelka do szklaneczki, szumi w glowie, para buch, popijemy, pogadamy, kto nie pije, ten sie nie bawi... e tam, troche sie spilismy. nie ma co.
jak to zwykle, jak to zwykle. tak kolo poznej nocy, wszyscy sie zmeczyli i udaja sie w kierunku lozek. takoz i kate z ulubionym majkulem. troche ciezko im sie idzie, ale nie smutno, bo w towarzystwie swoim nawzajem. zreszta jak zwykle. droga sie prostuje, swiatla wielkiego miasta nie przerazaja, krawezniki gladkie, jak sciana, pod ktora mozna oddac mocz, ewentualnie wydalic droga powrotna ostatnie frytki z hotdogiem itd. itd. wesolo, nie wesolo, dobrze, ze juz niedaleko.
majkul, mezny, szarmancki ciagnie do siebie, no to i kate nie powie nie, zwlaszcza, ze rodzice w delegacji, albo na wakacjach w nowej zelandii. a tu blok, klatka, drzwi, klamka i majkul juz wita sie z gaska, juz zaprasza, a czulosci nie szczedzi, chociaz jakos tak metno i w glowie niewesolo, ale razno. zaprasza, zaprasza, a kate nie powie nie. korytarz, przedpokoj, kanapa, telewizor i moze jakas swieczka nastrojowa w tle albo i dwoch, ze nie powiem ogien w kominku (oj, majkul nie taki znowu metny, jak ja chyba - mysli kate, ale nic).
moze piwko? soczek? no to moze jednak wode, na ochlode. jasne, jasne, czemu nie. moze obejrzymy jakis taniec z gwiazdami, albo wieczorny szol o niczym, bo i tak pozno, ale spac sie jakos nie chce. no to oprzyj sie o mnie, jakas taka zmeczona, a masz tu ramie i dobrze zbudowane popiersie. jak ladnie pachniesz. a gdzie tam! to tylko feromony. a pokaz, gdzie? usta przy ustach i tak jak to zwykle sie zaczyna. no i juz slina i jezyki wiruja w nieladzie. namietnosc wybucha i nie ma juz odwrotu. reka, piers, posladek, udo, wlosy, piers, posladek. takas gladka. takis silny. i meski jakis taki. i jako zywo majkul taki jakis wysoki i gietki w kosciach, a meski. kate, jak to kate: piersi ma male, ale dobra pupe, pupe jak trzeba, i taka gladka i mila w dotyku. no to on jej rozpina bluzke. ona mu niepostrzezenia usuwa suwak i pasek wysuwa (meski taki, z wielka klamra kowbojska na przedzie. imponuje jej, jak zwykle).
patrzy kate, a tu juz nie ma bluzeczki, i spodnie gdzies sie podzialy. troche jeszcze szumi w glowie, a wlasciwie to nie wiadomo juz co sie dzieje. i moze i dobrze. najwazniejsze, ze przezornie zalozyla dzisiaj wyjsciowa bielizne, bo bylby wstyd. majkul wyskakuje, jak kozica z levisow, i juz cialo przy ciele, temperatura rosnie, erogeny faluja. milosc. milosc. ani sie spostrzegli, a juz w pozycji horyzontalnej, juz i nadzy jak ich pan bog stworzyl. atymczasem szuka majkul nerwowo porfela, bo cholera, trzezwy to moze nie jestem, ale wiem, ze musimy uwazac, nie kate? zeby nie bylo wtopy. oj, jakis ty meski, jakis madry i odpowiedzialny. ale nie rozpraszajmy sie. obejmij mnie... nie rekami...
c.d.n

ta nieswiadomosc uspokaja

"- ta nieswiadomosc zasmuca, ale paradoksalnie moze troche uspokaja. to dzieje sie poza nami"
"- nie wiem kogo uspokaja. moze pana. mnie bardzo martwi. wsrod ludzi, ktorzy choc troche orientuja sie, w czym rzecz, niepokoj narasta!"
s.mizerski, e.symonides

4 osoby

w pewnym, zagranicznym kraju przeprowadzono ankiete, z ktorej wynika, ze mlodzi ludzie maja jedynie 4 osoby, do ktorych moga zadzwonic.
jka sie wydaje, na te cztery osoby statystycznie skladaja sie: mama, tata, przyjaciel gej i pies.
jak to dobrze, ze mam te wszystkie telefony i 500 minut za darmo w abonamencie.
a w tym tygodniu rozmawialem z: agencja pracy, przedstawicielem wypozyczalni samochodow, telemarketerem, biurem obslugi, , z mama, kolezanka, ktora probuje mnie uwiezc, z bankiem spermy i biblioteka miejska. przez chwile wydawalo mi sie tez, ze rozmawialem tez z kolezanka, ktora probuje uwiezc, ale to chyba sie nie liczy

gdzie szukac nadziei?

"kiepsko jest. gdzie szukac nadziei? martin rees pociesza: 'jest taka bezmyslna tendencja, by wyobrazac sobie, ze za szesc miliardow lat ludzie beda przygladac sie z ziemi, jak slonce wypala sie i gasnie.'"
k. jalochowski

brockman daje do pieca

"mowiac dosadnie - brockman daje do pieca - i zapewnie slusznie."
k. jalochowski