z okazji piatkowego wieczoru kate i jej chlopak, micho, a.k.a. michalina, a.k.a. majkul (niektore osoby i nazwiska zmieniono, zeby nie zawstydzac), ida tradycyjnie do pubu, wyjatkowo z paczka najlepszych przyjaciol z pracy i kolezanek z dzialu kadr. kilka piwek, dziewczeta, jak zwykle biale wino - cudem mieniace sie z biegiem wieczoru w wodke z sokiem. niezobowiazujace rozmowy o pracy, modzie i pogodzie, kulturze i brawurze, plus tradycyje zarty i smiechy o piciu i zyciu. od kieliszka do kieliszka, od kufelka do szklaneczki, szumi w glowie, para buch, popijemy, pogadamy, kto nie pije, ten sie nie bawi... e tam, troche sie spilismy. nie ma co.
jak to zwykle, jak to zwykle. tak kolo poznej nocy, wszyscy sie zmeczyli i udaja sie w kierunku lozek. takoz i kate z ulubionym majkulem. troche ciezko im sie idzie, ale nie smutno, bo w towarzystwie swoim nawzajem. zreszta jak zwykle. droga sie prostuje, swiatla wielkiego miasta nie przerazaja, krawezniki gladkie, jak sciana, pod ktora mozna oddac mocz, ewentualnie wydalic droga powrotna ostatnie frytki z hotdogiem itd. itd. wesolo, nie wesolo, dobrze, ze juz niedaleko.
majkul, mezny, szarmancki ciagnie do siebie, no to i kate nie powie nie, zwlaszcza, ze rodzice w delegacji, albo na wakacjach w nowej zelandii. a tu blok, klatka, drzwi, klamka i majkul juz wita sie z gaska, juz zaprasza, a czulosci nie szczedzi, chociaz jakos tak metno i w glowie niewesolo, ale razno. zaprasza, zaprasza, a kate nie powie nie. korytarz, przedpokoj, kanapa, telewizor i moze jakas swieczka nastrojowa w tle albo i dwoch, ze nie powiem ogien w kominku (oj, majkul nie taki znowu metny, jak ja chyba - mysli kate, ale nic).
moze piwko? soczek? no to moze jednak wode, na ochlode. jasne, jasne, czemu nie. moze obejrzymy jakis taniec z gwiazdami, albo wieczorny szol o niczym, bo i tak pozno, ale spac sie jakos nie chce. no to oprzyj sie o mnie, jakas taka zmeczona, a masz tu ramie i dobrze zbudowane popiersie. jak ladnie pachniesz. a gdzie tam! to tylko feromony. a pokaz, gdzie? usta przy ustach i tak jak to zwykle sie zaczyna. no i juz slina i jezyki wiruja w nieladzie. namietnosc wybucha i nie ma juz odwrotu. reka, piers, posladek, udo, wlosy, piers, posladek. takas gladka. takis silny. i meski jakis taki. i jako zywo majkul taki jakis wysoki i gietki w kosciach, a meski. kate, jak to kate: piersi ma male, ale dobra pupe, pupe jak trzeba, i taka gladka i mila w dotyku. no to on jej rozpina bluzke. ona mu niepostrzezenia usuwa suwak i pasek wysuwa (meski taki, z wielka klamra kowbojska na przedzie. imponuje jej, jak zwykle).
patrzy kate, a tu juz nie ma bluzeczki, i spodnie gdzies sie podzialy. troche jeszcze szumi w glowie, a wlasciwie to nie wiadomo juz co sie dzieje. i moze i dobrze. najwazniejsze, ze przezornie zalozyla dzisiaj wyjsciowa bielizne, bo bylby wstyd. majkul wyskakuje, jak kozica z levisow, i juz cialo przy ciele, temperatura rosnie, erogeny faluja. milosc. milosc. ani sie spostrzegli, a juz w pozycji horyzontalnej, juz i nadzy jak ich pan bog stworzyl. atymczasem szuka majkul nerwowo porfela, bo cholera, trzezwy to moze nie jestem, ale wiem, ze musimy uwazac, nie kate? zeby nie bylo wtopy. oj, jakis ty meski, jakis madry i odpowiedzialny. ale nie rozpraszajmy sie. obejmij mnie... nie rekami...
c.d.n
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Well written article.
Prześlij komentarz