wtorek, 21 sierpnia 2007

WTC

jakby tak sie zastanowic, to wydaje sie to niemal niemozliwe:
wytrenowac co najmniej 3 fanatykow religijnych na swiatowej klasy pilotow i znalezc im prace w najwiekszych liniach lotniczych swiata, a potem doprowadzic do tego, ze wszyscy (a przynajmniej 3 z nich - byc moze bylo ich i JEST o wiele wiecej) w tym samym czasie prowadzili samoloty pelne ludzi i przelatywali nad konkretnymi punktami i zrobili wszystko, zeby nic ani nikt (reszta zalogi etc.) nie przeszkodzil im w popelnieniu spektakularnego samobojstwa.
nawet przy nieograniczonych srodkach materialnych i prawie nieograniczonej liczbie chetnych wydaje sie to zajebiscie trudne.
a do tego moj kolega mowi, ze normalnie w WTC pracowalo kila tysiecy (ok, moze przesadza - niech bedzi kilkuset) zydow, natomiast w ten fatalny wtorkowy poranek bylo ich tam ok 30. nie mam absolutnie nic przeciwko zydom - wlasciwie ich podziwiam, bo najwidoczniej sa bardziej utalentowani od przecietnego osobnika rasy bialej kaukaskiej - ale rozumiem niepokoje ludzi, ktorzy lacza te szczegoly z WTC z duzym udzialem zydow w robieniu polityki zagranicznej stanow zjednoczonych (i w ogole ich udzialem w elitach intelektualno-jakichkolwiek w stanach)

Brak komentarzy: